Córka maluje od małego. Z biegiem czasu stało się to codzienną rutyną i zawsze, jak tylko gdzieś wychodziliśmy, braliśmy ze sobą kredki i kartki, dlatego, że mała lubiła się oddawać swojej twórczej pasji bez względu na to, gdzie byliśmy.
Zauważyliśmy, że malowanie jej naprawdę sprawia przyjemność, dlatego zdecydowaliśmy się znaleźć jej warsztaty malowania dla małych dzieci. Na zajęciach dzieci dostawały jakieś dzieło znanego artysty i uczyły się na jego podstawie różnych technik malarskich, dostosowanych oczywiście do ich wieku. Czasami dzieci rysowały martwą naturę, innym razem wyrażały się jedynie geometrycznymi kształtami. Na pierwszy rzut oka to miało sens, a ja takie podejście doskonale pamiętam ze szkolnych lat, a najprawdopodobniej byłby dobry, gdyby córka chciała rozwijać swoją technikę malowania i nie miała 4 lat.
Jak wybrać dobre warsztaty dla dzieci w wieku przedszkolnym
Najlepiej odzwierciedla to entuzjazm dziecka. Jeśli z radością chodzi na zajęcia, opowiada, co się na nich działo i czego się nauczyło, zajęcia spełniają swoją rolę.
Dla dzieci w wieku przedszkolnym takie podejście jest nieco surowe. Nie dziwię się, że Pepinie to nie sprawiało radości (spróbuj zmusić dziecko, żeby cieszyło się z czegoś, co nie sprawia mu przyjemności). Chciała malować roboty i potwory, a przede wszystkim nie chciała wypuszczać z dłoni różowej kredki, uważa że to najlepszy na świecie kolor. Bardzo szybko zaczęła protestować przeciwko chodzeniu na warsztaty, a ja nie chciałem jej do tego zmuszać.
Malowanie zaczęliśmy traktować jako narzędzie do rozwoju myślenia
Znaleźliśmy kurs kreatywnego malowania i właśnie on stał się inspiracją do zapisania moich przemyśleń tutaj. Podejście w jakim spotkaliśmy się na tych zajęciach mnie pozytywnie zaskoczyło, a jako rodzic widzę, że ma też inny, pozytywny efekt: rozwija nie tylko pasję i miłość dziecka do malowania, ale uczy też myśleć, wymyślać i bronić swoich prac. Pepinie to naprawdę sprawia radość, a ja cieszę się, że te zajęcia mają i inne pozytywne strony.

Porządek również przy malowaniu
Fartuszek (rozmiar dla dzieci 3-6 lat) i matę mamy nadal w magazynie. Z przyjemnością je dostarczymy tam, gdzie tylko potrzebujesz. :-) Dostawa jest bezpłatna.
Zasadniczą różnicę widać już w samym podejściu. Sam wybór i zaznajomienie się z tematem jest częścią procesu twórczego. Najpierw rozmawia się o temacie – wymyśla się, co i dlaczego będzie się malować. Dziecko uczy się w ten sposób łączyć rzeczywistość z przedmiotami, które na pierwszy rzut oka nie muszą mieć ze sobą nic wspólnego, wykorzystuje je w oryginalny, ale sensowny sposób. Ja pomagam wszystkie te pomysły zebrać na kartce papieru, ale tylko dla uporządkowania całego procesu myślowego. Samo dzieło córka maluje sama.
W praktyce wygląda to tak, że wybiera się temat: na przykład zima, albo bardziej konkretnie: Władca zimy. Następnie dzieci rozmawiają o tym, co znają w odniesieniu do zimy: narty, płatki śniegu, bałwan, itd., w ten sposób małymi krokami budują swój obraz. W przypadku Władcy zimy wymyślają postać stworzoną ze znanych im fragmentów. To sprawia, że odpadają problemy pt. „co mam malować” i „nie umiem tego namalować”, które znam ze szkoły chociażby ja.
Sam obraz jest taki sam jak każdy inny, jego forma zależy od możliwości, jakie mamy. Wykorzystujemy pastele, farby akwarelowe, kredki i różne inne materiały…także brokat – ten jest ostatnio hitem.
Nowością była dla mnie ostatnia część, w której to dzieci oceniają i prezentują swoją twórczość. Tak, czterolatek też doskonale wie, dlaczego malowało to czy tamto i umie to wyjaśnić, jeśli tylko nikt go nie poprawia i nie ogranicza jego fantazji. Podczas zajęć, na które uczęszcza Pepina nauczycielka nie ocenia: „Ty masz to dobrze, Ty źle”, ale wspólnie z dziećmi szuka odpowiedzi, dlaczego namalowali właśnie to, co widać na kartce. W ten sposób dzieci uczą się wyjaśniać swoje myśli i stawiać pytania. Za kilka lat będzie to nieoceniona umiejętność, która przyda jej się w szkole.
Ocena rodzica
Zwłaszcza na początku warto poświęcić więcej uwagi przy zadawaniu tematu oraz czasu na rozmowę, z czym on się wiąże. Ode mnie, jako rodzica, wymaga to więcej niż tylko: „No tak, ładne”, ale staram się poświęcać więcej czasu na całkowitą ocenę. Jako tata ten czas naprawdę uwielbiam.
Krótko mówiąc, takie podejście wymaga więcej niż tylko posadzenia dziecka przed kartką papieru i stwierdzenia „no, maluj i nie przeszkadzaj…”, ale nikt też nie twierdzi, że tak trzeba robić za każdym razem.
Poświęcenie czasu i energii przy tej formie aktywności, według mnie, jest tego warte. Wprawdzie z Pepiny nigdy nie stanie się Picasso, choć kto to może wiedzieć, ale nie o to przecież chodzi. Malowanie sprawia jej przyjemność, a efekty naprawdę widać – czy to w pracy twórczej, sposobie myślenia czy też technice malowania. Obrazki są piękne, a ja jestem z córki naprawdę dumny.