Właśnie czytasz

Montessori z niemowlakiem? Oczywiście!

1055  
Udostępnij: 

Montessori z niemowlakiem? Oczywiście!

Podczas pierwszych miesięcy życia naszej córki uporczywie powracał do mnie jeden i ten sam temat – jak będę ją wychowywać? Będę wymagającą czy wyrozumiałą mamą? Chcę, aby miała wszystko czy wolę aby pewne rzeczy pozostały wyłącznie w strefie marzeń. Zaczęłam więc szperać – czytałam sporo książek, niektóre mi się podobały, ale do każdej opisywanej teorii zawsze miałam jakieś „ale”. Rozmawiałam z koleżankami, jednak często nie zgadzałam się z ich podejściem. W tym czasie przeczytałam też „Absorbujący umysł” Marii Montessori. Jej spostrzeżenia przemówiły do mnie najbardziej.

20. 4. 2020 6 Min czytania Jagoda Bednarska
Montessori z niemowlakiem? Oczywiście!

Montessori. Słówko z obcego języka. Wielu osobom kojarzy się z drewnianymi zabawkami, cichą klasą i zdyscyplinowanymi dziećmi. Tak naprawdę jest to raczej metoda wychowawcza wspierająca przede wszystkim wszelkiego rodzaju zajęcia rozwojowe.

Ja niestety nie jestem w stanie stosować jej w 100% – ale zapewne tak byłoby też z innymi metodami. Jednak zupełnie mi to nie przeszkadza. Różnimy się od siebie, a doświadczenia rodzicielskie u innych, nigdy nie będą takie same jak moje.

Co to jest Montessori?


Montessori to alternatywna metoda wychowawcza, której nazwa pochodzi od imienia twórczyni, włoskiej lekarki Marii Montessori. Kładzie nacisk na to, aby dziecko przeżywało zajęcia tak, aby sprawiło radość jemu, a nie osobie dorosłej. Rodzic lub nauczyciel ma za zadanie jedynie mu towarzyszyć. Zakłada, że dziecko jest panem własnego rozwoju. Pracuje z pojęciem tzw. przygotowanego otoczenia, czyli otoczenia które jest przystosowane do potrzeb i umiejętności dziecka.

Od razu muszę uprzedzić, że nie jestem specjalistą w dziedzinie alternatywnych metod wychowawczych, nie przeszłam żadnych kursów – przeczytałam za to sporo książek i artykułów, jednocześnie starając się wprowadzić do życia klasycznej rodziny z małym dzieckiem te zasady, które mnie osobiście najbardziej się spodobały.

Moich 6 najlepiej sprawdzających się zasad Montessori dla małych dzieci

Po pierwsze: jeśli chodzi o zabawki, mniej znaczy więcej

Wiem, że trudno jest wytłumaczyć rodzinie, że chcecie ograniczyć ilość zabawek Waszego dziecka, albo nie daj Boże wprowadzić zasadę „tylko jeden prezent pod choinką”. Badania wskazują jednak na to, że im mniej zabawek dziecko posiada, tym jest kreatywniejsze. Niewielka ilość zabawek nie rozprasza tak uwagi i uczy cierpliwości.

U mnie wygląda to tak, że w miejscu zabawy (u nas jest to dywan), staram się mieć ograniczoną ilość zabawek, w zależności od aktualnych zainteresowań córki, z czego „rozłożona” może być tylko jedna. Jeśli córka ma ochotę bawić się inną, razem sprzątamy tę, którą bawiła się do tej pory (oczywiście, często sprzątam ją raczej ja niż ona, ale wierzę, że dzieci uczą się poprzez naśladowanie, więc coś z tego wyniesie). Wybór zabawki pozostawiam w jej gestii, staram się jej niczego nie sugerować.

Zdjęcie: Anna Březinová

Po drugie: prawie każda rzecz może być dla dziecka interesująca

O ile to bezpieczne. Wiadomo, że dwuletniemu dziecku nie dam do ręki tasaka. Jednak z drugiej strony, klasycznym nożem stołowym może już kroić banana. Wymaga to jedynie cierpliwości, praktyki, skupienia i wielkich zasobów maminej cierpliwości. W przypadku młodszych dzieci fajnie jest stworzyć tematyczne koszyczki. Do koszyczka albo miski włóż przedmioty z jednej kategorii – raz z kuchni, innym razem z łazienki czy salonu. Pozwól dziecku odkrywać i bawić się nimi. Założę się, że po chwili z miski i chochli do zupy zrobi sobie bębenek, postawi wieżę ze szminek itd.
Opowiadaj mu o przedmiotach, jak i kiedy się ich używa, dopóki nie przestanie się nimi bawić.

Po trzecie: dzieci uwielbiają pomagać i traktują to jak zabawę

Każde dziecko chce pomóc mamie: przy sprzątaniu, przy myciu naczyń, przy rozpakowywaniu zakupów. Staram się angażować córkę w większość czynności, w ramach jej możliwości i chęci oczywiście. Wymaga to wiele cierpliwości, jednak nie widzę ani jednego powodu, dla którego nie mogłaby mieć własnej gąbki do naczyń. Doskonale daje już sobie radę z umyciem talerza czy miski. Wrzucić brudną koszulkę do kosza na pranie? Dlaczego nie. Nie podchodzę do tego jak do zadań, które musi wykonać. Chodzi raczej o to, że traktuję ją jak równego sobie partnera w dbaniu o nasz dom. I nigdy nie zapominam jej podziękować.


Osobiście widzę w tym wielki plus, bardziej dla siebie niż dla córki – a to taki, że miałam możliwość przyzwyczaić ją do tej metody od najmłodszych lat. Wprowadzamy ją naturalnie, a sama mam możliwość wyrobić sobie opinię na jej poszczególne aspekty.

Po czwarte: błąd to najlepszy kumpel

Mówi się, że mylić się jest rzeczą ludzka. Jednocześnie dla większości jest normalne, że za błędy powinno się karać, albo przynajmniej zwracać na nie uwagę. Według teorii Montessori błąd traktowany jest jak coś naturalnego. Jeśli córce coś się nie udaje, robi coś w niewłaściwy sposób, pozwalam jej próbować. Staram się nie angażować, dopóki nie jest to konieczne i zawsze pytam , czy potrzebuje pomocy. Jeśli powie, że nie, nadal tylko obserwuję. Myślę, że to bardzo ważne, abyśmy szanowali nasze dzieci i nauczyli je, że mogą na nas liczyć, ale nie będziemy wtrącać się w ich życie, jeśli same nie będą tego chciały.

Po piąte: angażujemy wszystkie zmysły

Nie ma nic prostszego, wystarczy do kilku misek nasypać produkty o różnej strukturze i pozwolić dziecku w nich grzebać albo poprosić, aby za pomocą łyżki przesypało zawartość jednej miski do drugiej (jeśli na ziemię położysz folię najprawdopodobniej uda Ci się zapobiec rozprzestrzenianiu się fasoli czy soczewicy po całym mieszkaniu). Lubimy też chodniczek sensoryczny. W tym przypadku dziecko odkrywa różnorodność powierzchni stopami – nasza ulubiona część to folia bąbelkowa. Możesz dołożyć też tacę z piaskiem, wysypać na ziemię klocki lego itp.

Wspomniane już Lego nie jest typową dla Montessori zabawką, jednak można je wykorzystać jeszcze w inny sposób. Do nauki kolorów. Wybieram więcej klocków i proszę córkę aby rozdzieliła je według kolorów. To samo można trenować za pomocą kolorowych klamerek, czy nakrętek od plastikowych butelek, w zasadzie czegokolwiek co znajdziesz w domu.

Zdjęcie: Anna Březinová

Bardzo dobrze sprawdziły się u nas wielkie kartki papieru do flipchartów kupione w sklepie z artykułami biurowymi – dzięki nim córka ma do dyspozycji naprawdę sporo miejsca do tworzenia, nie ogranicza jej format A4. Mieszamy farby, obserwujemy, jak kolory łączą się, mieszają i tworzą nowe.

Podczas gotowania pozwalam jej wąchać przyprawy, zioła, herbatę…

Po szóste: poznajemy przyrodę, jak tylko to możliwe

Na zewnątrz jest tyle rzeczy do odkrycia! Nie ma spaceru, z którego nie przyniosłybyśmy czegoś do domu. Zwłaszcza teraz, w obliczu katastrof naturalnych, których coraz częściej jesteśmy świadkami, myślę, że to ważne, abyśmy wychowywali dzieci w przeświadczeniu, że przyrodę należy szanować i chronić, a nie wykorzystywać i szabrować.

Świetną pomocą do poznawania roślin i zwierząt są trzy elementowe karty czy wszelkiego rodzaju laminowane układanki. Możesz wykonać je własnoręcznie. Z dwuletnim dzieckiem najprawdopodobniej wykorzystasz ich potencjał tylko częściowo, jednak wraz z wiekiem będziecie je odkrywać na nowo. Dodatkowo dzieci mogą same sprawdzić, czy ułożyły karty poprawnie.

Zdjęcie: Anna Březinová

W domu mamy też „skrzynię skarbów natury”. Zbieramy skarby znalezione na spacerze – o ile nie są zupełnie ubrudzone czy pełne robaków, staram się ich nie wyrzucać. Wszystkie kasztany, żołędzie i szyszki wkładamy do skrzyni. O ile ciekawsze w poznawaniu są rozmaite, naturalne struktury niż gładki plastik. Kiedy dziecko zacznie interesować się liczeniem, będziesz już wiedziała do czego wykorzystać zebrane skarby.

Skąd czerpać pomysły?

Moim ulubionym miejscem jest… tam tadadaaa… Pinterest. Nieskończone źródło inspiracji, które nigdy nie wysycha. Jeśli mówisz po angielsku może zainteresuje Cię strona The Montessori Notebook.

Dla początkujących polecam też książkę Tima Seldina “How to raise an amazing child, the Montessori way”.

Zdjęcie: Anna Březinová

Przede wszystkim: Nie porównuj się

To, że u jednych coś świetnie się sprawdza nie oznacza, że będzie sprawdzać się u innych. To, że jedno dziecko umie coś w wieku 2 lat, a inne o kilka miesięcy wcześniej lub później jest zupełnie naturalne. Według Marii Montessori każde dziecko indywidualnie przechodzi przez różne sensorowo motoryczne etapy, kiedy łatwiej przychodzi mu przyswajanie nowych umiejętności – etapy mogą mieć trwać kilka miesięcy a nawet lat. Dlatego warto ufać dziecku i sobie. :-)

Jeśli podoba Ci się ten artykuł, może Cię też zainteresować
Kolejne artykuły